środa, 3 kwietnia 2013

rozdział III


            Siedziałam na swoim łóżku w pokoju hotelowym i czytałam jakąś starą książkę, którą znalazłam u babci na strychu jeszcze w wakacje. Czułam, że stopy powoli zaczynają mi odmarzać, powracało też czucie w palcach u rąk. W powietrzu unosił się drażniący zapach lakieru do paznokci, którym Klaudia precyzyjnie pokrywała poszczególne płytki.
            - A ty nie wychodzisz? – zapytała mnie, machając dłońmi, by lakier szybciej wysechł.
- Słucham? – Oderwana od lektury nie wiedziałam, co miała na myśli.
- No na kolację z Gregorem. – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Nie idziesz?
- Ach, o to chodzi – westchnęłam. – Nie, raczej nie.
- Dlaczego? – Zrobiła minę, jakby się przesłyszała. Albo jakby miała taką nadzieję. – Taka okazja może się już nie powtórzyć!
- Wątpię, żeby on w ogóle pamiętał o tym spotkaniu – odparłam. – A nawet jeśli, to jestem już spóźniona.
            Zerknęłam na zegarek. Faktycznie, wskazówki pokazywały, że dochodzi dwudziesta piętnaście.
            - Akurat w twoim przypadku to nic nowego.
- Proszę cię, Klaudia, myślisz, że Kuba mnie gdziekolwiek puści o tej godzinie? Z zupełnie obcym gościem? – spojrzałam na nią z miną mówiącą ‘puknij się w czoło’.
- Obcym gościem? Łucja, to Gregor Schlierenzauer!
- Mógłby być nawet Dalajlamą, to nic nie zmienia. – Zatrzasnęłam książkę i usiadłam na podłodze obok Klaudii. – Mam wrażenie, że bardziej ci zależy na tym, żebym tam poszła, niż mi.
- Po prostu uważam, że masz ogromną szansę i szkoda byłoby jej nie wykorzystać – odparła.
- Szansę? – zdziwiłam się. – Jaką szansę? To spotkanie nic nie zmieni.
- Może zmieni, może nie zmieni. Ale na pewno ciekawsze to, niż siedzenie i gnicie w hotelowym pokoju.
- Dobra, pójdę – zdecydowałam w końcu. – Tylko potrzebuję liny, bo wydaje mi się, że okno, to jedyna droga wyjścia.
- Spokojnie, ja zajmę się Kubą – zapewniła mnie podekscytowana Klaudia. – Na którą jesteście umówieni?
- Dwudziesta trzydzieści.
- Masz dziesięć minut – powiedziała, spoglądając na zegarek. – Potrzebujesz ekspresowej metamorfozy.
            Podniosłam się z klęczek i powoli podeszłam do stojącej przy moim łóżku torby. Zmieniłam spodnie od dresu na czarne dżinsy, obrałam wełniany sweter z kilku nitek, które się do niego przykleiły, a rozczochraną grzywkę przeczesałam palcami.
            - Ta dam! – oznajmiłam, obracając się wokół własnej osi. – Gotowe!
- Żartujesz sobie, prawda? – Klaudia spojrzała na mnie jak na idiotkę. – Wcale nie masz zamiaru tak wyjść?
- A właśnie, że mam – odparłam, zapinając zamek błyskawiczny kurtki. – Jak coś, to jesteśmy w kontakcie.
            Starałam się robić jak najmniej hałasu. Wychodząc, cichutko zamknęłam drzwi, a przemierzając korytarz stąpałam na palcach, cały czas nasłuchując, czy w pobliżu nie ma mojego brata. Odetchnęłam spokojnie dopiero wtedy, gdy znalazłam się w promieniu kilkudziesięciu metrów od hotelu. Wtedy to rozluźniłam się i założyłam na uszy słuchawki.
            Zastanawiałam się, czy zgodziłam się spotkać z Gregorem tylko i wyłącznie dla Klaudii, czy może był jeszcze jakiś inny powód, do którego nie chciałam się przyznać nawet przed samą sobą. Nie wiedzieć czemu bardzo jej na tym zależało, a ja miałam u niej dług wdzięczności, bo nie powiedziała nikomu o zdarzeniu na Wielkiej Krokwi. A mnie… Mnie trochę ciekawiło, do czego mogło doprowadzić to spotkanie, ale zapewne podchodziłabym do tego nieco bardziej emocjonalnie, gdybym nie była kompletną ignorantką w kwestii skoków narciarskich.
            Nie byłam do końca przekonana co do tego, że Gregor nie zapomni o spotkaniu z przypadkowo poznaną dziewczyną, dlatego zdziwiłam się, gdy zobaczyłam go stojącego dokładnie w tym samym miejscu, w którym widziałam go kilka godzin wcześniej. Wieczorem, bez wszechobecnego tłumu ludzi Wielka Krokiew wydawała się zupełnie inna, musiałam przyznać, że dało się dostrzec ten urok, o którym wszyscy tyle mówili.
            - Jednak przyszłaś. – Gregor uśmiechnął się i podszedł do mnie. – Już myślałem, że się zgubiłaś.
- Trafiłam po śladach krwi – odparłam.
- Nie wygląda to tak źle – stwierdził, przyglądając mi się.
- Dobra, nie owijaj w bawełnę, i tak nie wymigasz się od odszkodowania.
- Nawet nie próbuję. Na co masz ochotę?
- Cokolwiek, porcje podawane w hotelu są po prostu śmieszne – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Masz może jakąś ulubioną restaurację? Wiesz, nie jestem stąd, więc…
- Rany, Gregor, jesteś strasznie niekonkretny – westchnęłam i ruszyłam w dół Krupówkami.
- Wiesz jak mam na imię? – zdziwił się. – Na skoczni nie wyglądałaś na fankę skoków.
- Może fanką skoków nie jestem, ale głucha tez nie – odpowiedziałam. – Słyszałam, jak ten koleś w czapce z daszkiem cię wołał.
- A ty mi się nie przedstawisz?
- Jestem Łucja.
- Lucia, ładnie – stwierdził.
- Łucja – poprawiłam go, ale widząc, jak męczy się z poprawnym wypowiedzeniem mojego imienia odpuściłam. - W porządku, możesz mówić Lucia.
- Mieszkasz w Zakopanem? – Wydawało mi się, że trochę za bardzo się spoufala. Miałam nadzieję, że nie zacznie mnie pytać o ulubioną maskotkę z dzieciństwa ani rozmiar buta.
- Nie, przyjechałam tu na ferie.
- Sama? – Gdybym była małą dziewczynką, to posłuchałabym rodziców i nie wsiadła do jego samochodu.
- Z bratem i jego przyjaciółmi.
- Czyli raczej się nie nudzisz.
- Niedawno przeżyłam najnudniejsze kilka godzin mojego życia, a w dodatku zamarzłam na kość, więc właź do środka, bo nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz – odparłam, gdy znaleźliśmy się przed wzniesioną z drewnianych bali restauracją.
            Gregor przytrzymał drzwi i puścił mnie przodem. Poczułam się skrępowana. Nie lubiłam, kiedy mężczyzna zgrywał przy mnie dżentelmena. Wprowadzało mnie to w zakłopotanie, w dodatku takie zachowanie trochę zalatywało seksizmem.
            Wybraliśmy stolik znajdujący się w roku sali. Gregor chyba nie chciał wzbudzać nadmiernego zainteresowania swoją osobą, o co było niezmiernie łatwo, gdyż obecnie zdecydowaną większość populacji Zakopanego stanowili kibice skoków narciarskich.
            W pomieszczeniu było gorąco i duszno, a w powietrzu unosił się zapach regionalnych potraw góralskich. Tęskniłam za tym od czasów ostatniej wizyty w Zakopanem. Niemalże każdej nocy śniłam o tradycyjnym jedzeniu i wieczornych spacerach Krupówkami.
            - Co podać? – Do naszego stolika podeszła kobieta w średnim wieku. Blond włosy związane miała w długi warkocz, a ubrana była w tradycyjny góralski strój.
- Dla mnie szynka pieczona w ziołach – odparłam.
            Kelnerka zapisała zamówienie w notesie i spojrzała wyczekująco na Gregora. Chłopak przez chwilę wyglądał, jakby próbował odczytać nazwę potrawy, ale w końcu chyba zrezygnował, bo podał kobiecie kartę dań i wskazał na coś palcem.
            - Szynka pieczona w ziołach i placek zbójnicki – odczytała, żeby się upewnić.
            - Myślałam, że skoczkowie jedzą tylko bułkę z bananem – powiedziałam.
- A ja myślałem, że kobiety wolą sałatki niż tłuste mięso – odbił piłeczkę Gregor.
- Chyba w Austrii – odparłam. – U nas się nie wybrzydza, jemy, co dają.
- Skoro tak was tutaj karmią, to nie rozumiem, o co chodzi z tym kryzysem.
            Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wybuchłam śmiechem. Zupełnie szczerym i spontanicznym.
            - Wiesz co, źle cię oceniłam na początku – przyznałam. – Nie jesteś taki zły.
- A co myślałaś? – zapytał. – Że sława uderzyła mi do głowy i jestem zadufanym w sobie bufonem?
- Nie schlebiaj sobie, gwiazdo – zachichotałam. – Miałam na myśli raczej to, że wydawałeś się być damskim bokserem, a okazuje się, że po prostu jesteś nieśmiały i inaczej nie potrafisz zagadać do dziewczyny.
- Potrafię – obruszył się.
- I nie mogłeś zastosować tego na mnie? – spytałam, udając zawiedzioną. – Trzeba było od razu rozwalać mi głowę nartami?
- Jesteś strasznie pamiętliwa – wypomniał mi.
- Prawie wylądowałam na OIOM-ie. Tego się nie zapomina.
            Kelnerka z zamówionym przez nas jedzeniem pojawiła się w ekspresowym tempie. Byłam przyzwyczajona do tego, że w najbardziej zatłoczonej zakopiańskiej restauracji trzeba swoje odczekać, ale tym razem dwa parujące talerze wraz ze swoją smakowitą zawartością wylądowały na naszym stole w ciągu niecałych dziesięciu minut.
            - Chyba powinnam częściej zabierać cię na kolację – powiedziałam, pakując sobie do ust spory kawałek mięsa.
- Przecież to ja cię zaprosiłem – zauważył Gregor.
- Ale ja wybrałam miejsce.
- Mogłabyś jeszcze zapłacić.
***
            Wyszliśmy z restauracji. Na dworze było zimno, wiał wiatr, a śnieg wpadał mi do oczu, pomimo warstwy ochronnej w postaci okularów.
            - Lulu… - zaczął niepewnie Gregor. – Wiem, że to chłopak powinien odprowadzić dziewczynę, szczególnie wieczorem, ale chyba sama rozumiesz…
- No wiesz co! Powinieneś był się lepiej przygotować i zaopatrzyć w jakąś mapę, czy coś.
            Widok rozdziawionej z zaskoczenia buzi chłopaka i przerażenie w jego oczach uświadomiły mi, że nadałam swojej wypowiedzi zbyt poważny ton.
            - No chodź, przecież żartowałam! – powiedziałam ze śmiechem. – Rany, zawsze bierzesz wszystko tak na serio?
            Pociągnęłam Gregora za rękaw kurtki, tym samym zmuszając go do ruszenia się z miejsca. Opatuliłam się mocniej szalikiem, a dłonie schowałam do kieszeni, by ochronić się przed lodowatymi podmuchami wiatru.
            Obiecałam sobie, że podziękuję Klaudii za to, że namówiła mnie na to wyjście. Nigdy nie przyznałabym się do tego publicznie, ale popełniłam błąd, oceniając Gregora. Nic o nim nie wiedziałam, a z góry założyłam, że skoro nie interesuję się skokami, to nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Ostatecznie okazał się naprawdę fajnym chłopakiem.
            - Dalej chyba już trafisz, co?
            Zatrzymaliśmy się przy wejściu na Wielką Krokiew, której ogromny zarys majaczył się w mroku. Musiałam przyznać, że pusta, bez wszechobecnych tłumów ludzi miała swój urok. Wielka, osypana śniegiem konstrukcja.
            - Cieszę się, że przyszłaś.
- Ja też – odparłam zgodnie z prawdą.
- Co powiesz na…
- Jutro o jedenastej – przerwałam mu. – W tym miejscu. Nie spóźnij się.

4 komentarze:

  1. JEEEJU KOOOCHAM CIĘ TWOJĄ POMYSŁOWOŚC I STYL PISANIA wszystko ze sobą ładnie wspólgra , zaczytałam się , czekam na wiećej POWODZENIA !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łucja! No i brawo! Robisz postępy! Wielka Krokwia zawsze jest najpiękniejszym miejscem na świecie.
    Jeśli chcesz, to wszędzie są nowe :d
    utworzymy-pelnie.blogspot.com
    obrazenia-wewnetrzne.blogspot.com
    radioprzestalograc.blogspot.com :d
    Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. utworzymy-pelnie.blogspot.com nowość ;d
      zapraszam ;p

      Usuń
  3. Łucja na końcu w końcu przejęła inicjatywę :d Cieszę się!( ale to zdanie dziwnie zabrzmiało xD)
    Gregor wydaje się taaaaaki nieśmiały - słodki po prostu *.*
    Choć go nie lubię to w Twoim opowiadaniu ma takie cechy, że nie sposób się w nim nie zakochać :D

    OdpowiedzUsuń