Patrzyłam
na jego maleńką, siedzącą na belce postać. Z daleka ledwo mogłam dostrzec, jak
poprawia zapięcie kasku, nart, ale oczyma wyobraźni widziałam jego twarz,
poważną, skupioną, z błyszczącymi ambicją brązowymi oczami. Głos
zapowiadającego go spikera był ledwo dosłyszalny przez głośne okrzyki kibiców,
nie tylko tych z Austrii.
Facet
w czerwonej bejsbolówce machnął flagą, na co Gregor odepchnął się rękoma od
belki i zaczął sunąć w dół. Krótka chwila, podczas której znajdował się w
powietrzu wydawała się trwać nieskończenie długo. Frunął i frunął, a ja
myślałam, że będzie tak frunął wieczne i nigdy nie wyląduje. W końcu jednak
opadł na ziemię uginając lekko kolana i rozstawiając ręce na boki dla
utrzymania równowagi. Nie wiedziałam, czy jego skok był dobry, czy nie i tylko
po wrzasku ludzi, jaki przetoczył się po trybunach oraz uniesionej w geście
triumfu pięści chłopaka wiedziałam, że wygrał. Utrzymał prowadzenie po
pierwszej serii, odnosząc tym samym kolejne zwycięstwo w Pucharze Świata.
Z
podekscytowaniem klaskałam w dłonie. Pierwszy raz w życiu przepełniała mnie taka
duma. Nie mogłam uwierzyć, że ten skoczek, którego koledzy z reprezentacji już
nieśli na ramionach, a inni zawodnicy klepali po ramionach jest tym samym
chłopakiem, z którym spędzałam każdy dzień w Zakopanem.
Gdy
Austriacy postawili Gregora na ziemi, ten w końcu spojrzał w moją stronę.
Uśmiechnął się szeroko i zrobił kilka kroków w kierunku bandy reklamowej, za
którą stałam. Szybko pokręciłam głową dając mu znać, żeby nie podchodził, a
zobaczymy się później, na co on odpowiedział porozumiewawczym mrugnięciem i
wrócił do swoich reprezentacyjnych kolegów.
-
To co, idziemy na ostatnią wyżerkę w Zakopanem? – zaproponował Filip, najlepszy
przyjaciel mojego brata.
- Jasne, jestem głodny jak wilk –
odparł Kuba.
- Ja muszę jeszcze coś załatwić –
powiedziałam, do kierującej się w stronę wyjścia ze skoczni grupki. – Spotkamy
się w hotelu.
- Ale… - chciał zaprotestować mój
brat.
- Wyjeżdżamy jutro po południu,
mam nadzieję, że zdążysz wrócić – przerwała mu Klaudia.
- Jasne.
Posłałam
dziewczynie szeroki uśmiech, pomachałam reszcie i zniknęłam w tłumie kibiców.
Nie
wiedziałam ile czasu zajmie Gregorowi rozdanie tysiąca autografów i przebranie
się, ani też gdzie powinniśmy się spotkać. Postanowiłam poczekać na niego w tym
samym miejscu, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy i w którym prawie
pozbawił mnie życia.
Zobaczywszy
jak wielu ochroniarzy kręci się w pobliżu tamtego terenu już zaczęłam obmyślać,
jaki kit im wcisnąć, gdy nagle zauważyłam Gregora biegnącego ku mnie z kaskiem
pod pachą.
-
Gratuluję!
Chłopak
uściskał mnie mocno, a ja nie oponowałam, pomimo że otaczał nas spory tłum
ludzi.
-
Jeszcze będzie dekoracja, potrwa to chwilkę – wyjaśnił.
- Super! – odparłam z niekłamanym
entuzjazmem. – Zobaczę, jak wieszają ci medal na szyi.
- To tylko konkurs, nie będzie
medali – zaśmiał się z mojej niewiedzy.
- Jak to? To nic nie dostaniesz?
- Dostanę kwiatki.
- Kwiatki? – zdumiałam się. –
Trochę mało męska nagroda.
- Ale ładnie pachnie –
stwierdził. – Chodź, przedstawię cię chłopakom.
- Wolałabym nie.
- Dlaczego? Chciałbym, żeby cię
poznali.
- Naprawdę, zostanę tutaj –
upierałam się. – Będzie jeszcze okazja, teraz idź odebrać swoje kwiatki.
- Jak wolisz – odparł, nie kryjąc
zawodu.
- Pospiesz się.
Udałam
się w poszukiwaniu miejsca, z którego dobrze byłoby widać ceremonię dekoracji.
Jacyś mężczyźni szybko przytargali skądś podium i rozłożyli czerwony dywan.
Grupa fotoreporterów, którzy wypinali tyłki, trzymając w ręku aparat nieco
zasłaniała mi widok. Dopiero gdy stanęłam na palcach widziałam maszerujących w
stronę podestu trzech skoczków. Ostatnim z nich był Gregor. Pomachał grupie
austriackich kibiców skandujących jego imię, a z jego twarzy nie schodził tak
charakterystyczny szeroki uśmiech.
***
Mimo późnej pory i niskiej
temperatury zakopiańskie ulice pełne były przechodniów. Słychać było gwar
rozmów, piski bawiących się dzieci, niekiedy wybuchy śmiechu. A wśród tego
wszystkiego my. Gregor zatrzymał się i obrócił mnie przodem do siebie.
-
Cieszę się, że cię poznałem, Lulu – powiedział, uśmiechając się i gładząc mnie
po policzku. – Naprawdę, bardzo cię lubię. Te zawody są najlepszymi z
dotychczasowych, bo wygrałem coś więcej, niż tylko konkurs.
Nagle
coś się zmieniło. Zaczęłam nerwowo łamać palce i błądzić dookoła wzrokiem, nie
wiedząc, gdzie go utkwić. Usilnie próbowałam uniknąć spojrzenia jego brązowych
oczu, radosnych, błyszczących, pełnych nadziei i czegoś jeszcze, czego nie
potrafiłam zdefiniować. Miłości? Nie, to chyba zbyt mocne określenie, ale na
pewno było to uczucie podobnej kategorii.
-
Nie wiem, co mam na to powiedzieć – bąknęłam po dłuższej chwili.
- Co czujesz? – zapytał.
Wziął
mnie za rękę. Nawet przez grubą podwójną warstwę naszych wełnianych rękawiczek
czułam jego szorstką, wysuszoną przez lodowaty wiatr skórę. A może podpowiadała
mi to tylko moja wyobraźnia?
-
Sama chciałabym to wiedzieć – odparłam i odważyłam się spojrzeć mu w oczy.
To,
co w nich zobaczyłam sprawiło, że serce przestało mi bić i zaczęło wręcz tłuc
się w piersi, a ciśnienie skoczyło mi chyba dwukrotnie. Nie było już śladu po
wesołych iskierkach, ani towarzyszących im często chochlikach. Brąz tęczówek
stał się ciemniejszy i przywodził na myśl raczej stygnący po ugaszeniu płomieni
węgiel, niżeli ciepły bursztyn. Chłopak puścił moją dłoń.
-
Nie rozumiem – powiedział, a jego głos był zachrypnięty, jakby nagle zaschło mu
w gardle.
- Nasza znajomość rozwinęła się w
zawrotnie szybkim tempie, Gregor. – Bardzo chciałam to wszystko wytłumaczyć,
zarówno jemu, jak i samej sobie. – Dla mnie chyba zbyt szybkim.
- Co masz na myśli?
- Jeszcze kilka dni temu zupełnie
się nie znaliśmy, a teraz spacerujemy po Krupówkach trzymając się za ręce.
Nasze rozmowy tracą beztroski ton i stają się coraz bardziej zobowiązujące. Nie
twierdzę, że kierunek, w którym idziemy jest zły, ale uważam, że powinniśmy
trochę zwolnić.
- Zwolnić? - Gregor był wyraźnie
zdziwiony. – Łucja, niedługo wyjeżdżam. Będzie nas dzieliło tysiąc kilometrów.
Jeżeli teraz się zatrzymamy, to później będziemy się już tylko cofać.
Nawet
to, jak nieporadnie próbował wypowiedzieć moje imię nie wywołało u mnie
uśmiechu. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemie, uciec stamtąd jak
najszybciej, cokolwiek, byle tylko nie musieć kontynuować tej rozmowy.
-
To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. – Próbowałam opanować drżenie głosu,
bezskutecznie. – Wracając do Austrii chcę wiedzieć, na czym stoję. Potrafisz
podjąć decyzję, czy masz zamiar zachowywać się jak dziecko?
Spuściłam
głowę i wbiłam spojrzenie w czubki moich butów, ale i tak czułam na sobie
naglące spojrzenie Gregora. Byłam zupełnie zdezorientowana. Na każde spotkanie
z nim cieszyłam się jak mała dziewczynka, której obiecano wizytę w sklepie z
zabawkami, lecz wraz ze zbliżającą się godziną zero zaczynały mnie nachodzić
wątpliwości, którym towarzyszył ścisk w żołądku.
-
Jak uważasz – westchnął zrezygnowany.
Kolejnym
dźwiękiem, który usłyszałam był odgłos skrzypiącego śniegu pod jego butami, gdy
odchodził. Odchodził na zawsze. A ja nie uroniłam ani jednej łzy, nie miałam
żadnego poczucia winy, nie toczyłam wewnętrznej walki z samą sobą. Zupełnie
jakbym chciała, żeby tak się stało.
gasz. kocham mego bloggera.
OdpowiedzUsuńale okej
jeszcze raz
Łucja, nie nie chciałaś aby tak się stało, wiem że jesteś trudna, i że jest za trudno, ale będzie łatwiej. obiecuję.
obrazenia-wewnetrzne.blogspot.com
nowy ;d
Smutno, że Łucja nie wie co do niego czuje. Smutne jest też to, że Gregor wymusza na niej wyznanie swoich uczuć, które nie do końca są sprecyzowane. Ogólnie smutny rozdział ;C
OdpowiedzUsuńhttp://utworzymy-pelnie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńnowy ;d
błagam, o wyłączenie weryfikacji obrazkowej..