niedziela, 14 kwietnia 2013

rozdział V


            Patrzyłam na jego maleńką, siedzącą na belce postać. Z daleka ledwo mogłam dostrzec, jak poprawia zapięcie kasku, nart, ale oczyma wyobraźni widziałam jego twarz, poważną, skupioną, z błyszczącymi ambicją brązowymi oczami. Głos zapowiadającego go spikera był ledwo dosłyszalny przez głośne okrzyki kibiców, nie tylko tych z Austrii.
            Facet w czerwonej bejsbolówce machnął flagą, na co Gregor odepchnął się rękoma od belki i zaczął sunąć w dół. Krótka chwila, podczas której znajdował się w powietrzu wydawała się trwać nieskończenie długo. Frunął i frunął, a ja myślałam, że będzie tak frunął wieczne i nigdy nie wyląduje. W końcu jednak opadł na ziemię uginając lekko kolana i rozstawiając ręce na boki dla utrzymania równowagi. Nie wiedziałam, czy jego skok był dobry, czy nie i tylko po wrzasku ludzi, jaki przetoczył się po trybunach oraz uniesionej w geście triumfu pięści chłopaka wiedziałam, że wygrał. Utrzymał prowadzenie po pierwszej serii, odnosząc tym samym kolejne zwycięstwo w Pucharze Świata.
            Z podekscytowaniem klaskałam w dłonie. Pierwszy raz w życiu przepełniała mnie taka duma. Nie mogłam uwierzyć, że ten skoczek, którego koledzy z reprezentacji już nieśli na ramionach, a inni zawodnicy klepali po ramionach jest tym samym chłopakiem, z którym spędzałam każdy dzień w Zakopanem.
            Gdy Austriacy postawili Gregora na ziemi, ten w końcu spojrzał w moją stronę. Uśmiechnął się szeroko i zrobił kilka kroków w kierunku bandy reklamowej, za którą stałam. Szybko pokręciłam głową dając mu znać, żeby nie podchodził, a zobaczymy się później, na co on odpowiedział porozumiewawczym mrugnięciem i wrócił do swoich reprezentacyjnych kolegów.
            - To co, idziemy na ostatnią wyżerkę w Zakopanem? – zaproponował Filip, najlepszy przyjaciel mojego brata.
- Jasne, jestem głodny jak wilk – odparł Kuba.
- Ja muszę jeszcze coś załatwić – powiedziałam, do kierującej się w stronę wyjścia ze skoczni grupki. – Spotkamy się w hotelu.
- Ale… - chciał zaprotestować mój brat.
- Wyjeżdżamy jutro po południu, mam nadzieję, że zdążysz wrócić – przerwała mu Klaudia.
- Jasne.
            Posłałam dziewczynie szeroki uśmiech, pomachałam reszcie i zniknęłam w tłumie kibiców.
            Nie wiedziałam ile czasu zajmie Gregorowi rozdanie tysiąca autografów i przebranie się, ani też gdzie powinniśmy się spotkać. Postanowiłam poczekać na niego w tym samym miejscu, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy i w którym prawie pozbawił mnie życia.
            Zobaczywszy jak wielu ochroniarzy kręci się w pobliżu tamtego terenu już zaczęłam obmyślać, jaki kit im wcisnąć, gdy nagle zauważyłam Gregora biegnącego ku mnie z kaskiem pod pachą.
            - Gratuluję!
            Chłopak uściskał mnie mocno, a ja nie oponowałam, pomimo że otaczał nas spory tłum ludzi.
            - Jeszcze będzie dekoracja, potrwa to chwilkę – wyjaśnił.
- Super! – odparłam z niekłamanym entuzjazmem. – Zobaczę, jak wieszają ci medal na szyi.
- To tylko konkurs, nie będzie medali – zaśmiał się z mojej niewiedzy.
- Jak to? To nic nie dostaniesz?
- Dostanę kwiatki.
- Kwiatki? – zdumiałam się. – Trochę mało męska nagroda.
- Ale ładnie pachnie – stwierdził. – Chodź, przedstawię cię chłopakom.
- Wolałabym nie.
- Dlaczego? Chciałbym, żeby cię poznali.
- Naprawdę, zostanę tutaj – upierałam się. – Będzie jeszcze okazja, teraz idź odebrać swoje kwiatki.
- Jak wolisz – odparł, nie kryjąc zawodu.
- Pospiesz się.
            Udałam się w poszukiwaniu miejsca, z którego dobrze byłoby widać ceremonię dekoracji. Jacyś mężczyźni szybko przytargali skądś podium i rozłożyli czerwony dywan. Grupa fotoreporterów, którzy wypinali tyłki, trzymając w ręku aparat nieco zasłaniała mi widok. Dopiero gdy stanęłam na palcach widziałam maszerujących w stronę podestu trzech skoczków. Ostatnim z nich był Gregor. Pomachał grupie austriackich kibiców skandujących jego imię, a z jego twarzy nie schodził tak charakterystyczny szeroki uśmiech.
***
                        Mimo późnej pory i niskiej temperatury zakopiańskie ulice pełne były przechodniów. Słychać było gwar rozmów, piski bawiących się dzieci, niekiedy wybuchy śmiechu. A wśród tego wszystkiego my. Gregor zatrzymał się i obrócił mnie przodem do siebie.
            - Cieszę się, że cię poznałem, Lulu – powiedział, uśmiechając się i gładząc mnie po policzku. – Naprawdę, bardzo cię lubię. Te zawody są najlepszymi z dotychczasowych, bo wygrałem coś więcej, niż tylko konkurs.
            Nagle coś się zmieniło. Zaczęłam nerwowo łamać palce i błądzić dookoła wzrokiem, nie wiedząc, gdzie go utkwić. Usilnie próbowałam uniknąć spojrzenia jego brązowych oczu, radosnych, błyszczących, pełnych nadziei i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam zdefiniować. Miłości? Nie, to chyba zbyt mocne określenie, ale na pewno było to uczucie podobnej kategorii.
            - Nie wiem, co mam na to powiedzieć – bąknęłam po dłuższej chwili.
- Co czujesz? – zapytał.
            Wziął mnie za rękę. Nawet przez grubą podwójną warstwę naszych wełnianych rękawiczek czułam jego szorstką, wysuszoną przez lodowaty wiatr skórę. A może podpowiadała mi to tylko moja wyobraźnia?
            - Sama chciałabym to wiedzieć – odparłam i odważyłam się spojrzeć mu w oczy.
            To, co w nich zobaczyłam sprawiło, że serce przestało mi bić i zaczęło wręcz tłuc się w piersi, a ciśnienie skoczyło mi chyba dwukrotnie. Nie było już śladu po wesołych iskierkach, ani towarzyszących im często chochlikach. Brąz tęczówek stał się ciemniejszy i przywodził na myśl raczej stygnący po ugaszeniu płomieni węgiel, niżeli ciepły bursztyn. Chłopak puścił moją dłoń.
            - Nie rozumiem – powiedział, a jego głos był zachrypnięty, jakby nagle zaschło mu w gardle.
- Nasza znajomość rozwinęła się w zawrotnie szybkim tempie, Gregor. – Bardzo chciałam to wszystko wytłumaczyć, zarówno jemu, jak i samej sobie. – Dla mnie chyba zbyt szybkim.
- Co masz na myśli?
- Jeszcze kilka dni temu zupełnie się nie znaliśmy, a teraz spacerujemy po Krupówkach trzymając się za ręce. Nasze rozmowy tracą beztroski ton i stają się coraz bardziej zobowiązujące. Nie twierdzę, że kierunek, w którym idziemy jest zły, ale uważam, że powinniśmy trochę zwolnić.
- Zwolnić? - Gregor był wyraźnie zdziwiony. – Łucja, niedługo wyjeżdżam. Będzie nas dzieliło tysiąc kilometrów. Jeżeli teraz się zatrzymamy, to później będziemy się już tylko cofać.
            Nawet to, jak nieporadnie próbował wypowiedzieć moje imię nie wywołało u mnie uśmiechu. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemie, uciec stamtąd jak najszybciej, cokolwiek, byle tylko nie musieć kontynuować tej rozmowy.
            - To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. – Próbowałam opanować drżenie głosu, bezskutecznie. – Wracając do Austrii chcę wiedzieć, na czym stoję. Potrafisz podjąć decyzję, czy masz zamiar zachowywać się jak dziecko?
            Spuściłam głowę i wbiłam spojrzenie w czubki moich butów, ale i tak czułam na sobie naglące spojrzenie Gregora. Byłam zupełnie zdezorientowana. Na każde spotkanie z nim cieszyłam się jak mała dziewczynka, której obiecano wizytę w sklepie z zabawkami, lecz wraz ze zbliżającą się godziną zero zaczynały mnie nachodzić wątpliwości, którym towarzyszył ścisk w żołądku.
            - Jak uważasz – westchnął zrezygnowany.
            Kolejnym dźwiękiem, który usłyszałam był odgłos skrzypiącego śniegu pod jego butami, gdy odchodził. Odchodził na zawsze. A ja nie uroniłam ani jednej łzy, nie miałam żadnego poczucia winy, nie toczyłam wewnętrznej walki z samą sobą. Zupełnie jakbym chciała, żeby tak się stało.

3 komentarze:

  1. gasz. kocham mego bloggera.
    ale okej
    jeszcze raz
    Łucja, nie nie chciałaś aby tak się stało, wiem że jesteś trudna, i że jest za trudno, ale będzie łatwiej. obiecuję.
    obrazenia-wewnetrzne.blogspot.com
    nowy ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno, że Łucja nie wie co do niego czuje. Smutne jest też to, że Gregor wymusza na niej wyznanie swoich uczuć, które nie do końca są sprecyzowane. Ogólnie smutny rozdział ;C

    OdpowiedzUsuń
  3. http://utworzymy-pelnie.blogspot.com/
    nowy ;d
    błagam, o wyłączenie weryfikacji obrazkowej..

    OdpowiedzUsuń